czwartek, 17 marca 2011

Chcesz chronić wilka, nie wpuszczaj lisa do kurnika

Nie zgodzę się z tezą niektórych badaczy wilka i osób planujących program jego ochrony, że jak myśliwym pozwoli się na "niewielki" odstrzał wilka, to proceder kłusowania tego gatunku zniknie. Myśliwych do procesu podejmowania decyzji w sprawie zniesienia zakazu polowań na jakiekolwiek zwierzęta, a tym bardziej wilka, też nigdy bym nie włączył. Nie wpuszcza się przecież lisa do kurnika.

Myśliwi stali się w naszym kraju siłą, która próbuje na wszelkie sposoby upowszechniać swoje patologiczne hobby. Na łamach łowieckich pism, co chwila pojawiają się rewelacje na temat bestialskich wilków, i biednych myśliwych, którzy do wilka nie mogą strzelać, a przecież są takimi wspaniałymi ludźmi, "reduktorami" gwarantującymi "równowagę w przyrodzie".

Za dużo wilków?

W ostatnich miesiącach coraz głośniej jest o tym, że wilków jest w Polsce za dużo. W tych opiniach przodują myśliwi, o czym pisałem już kilka dni wcześniej, i spora część leśników, też w znakomitej części myśliwych. Jednak i w środowisku naukowym, osób zajmujących się wilkiem, pojawiają się i takie głosy, które zaczynają wskazywać na potrzebę wydania zezwolenia na niewielki odstrzał tych drapieżników w Polsce. Miałoby to pozyskać sympatię (nie wierzę) myśliwych wobec wilka, wykluczyć proceder nielegalnych odstrzałów wilków, do których dochodzi w naszym kraju, kwalifikowanych jako kłusownictwo, ale na ogół niewykrywalnych, bo szkodliwość czynu uznawana jest przez polskie organy sprawiedliwości za niewielką. Nie ma bowiem w Polsce taryfikatora kar za zabicie zwierząt chronionych. Należałoby dowieść, jaką stratę poniosła dana populacja i wtedy na drodze procesu, podejmować próby ukarania winnego. Śledziłem na sali sądowej w Zakopanem proces turystów oskarżonych o zabicie niedźwiedzia w Tatrach. Była to długa i żmudna procedura. Dlatego zamiast zastanawiać się nad tym, jak udobruchać myśliwych, którzy z kłusowników staliby się legalnymi reduktorami wilka, może warto byłoby zastanowić się nad wyceną i powstaniem specjalnego zestawu mandatów i wysokich kar pieniężnych za nielegalne zabicie wilka, które winny zabicia zwierzęcia zapłaciłby bez odwołania. A to w połączeniu z poprawą skuteczności ścigania takich przestępstw, dałoby znacznie lepsze rezultaty niż przyzwolenie na strzelanie do wilków. Zresztą myśliwski apetyt braci łowieckiej jest znacznie większy niż ewentualnych "niewielki" limit wilków przeznaczonych do legalnego odstrzału, i kłusowanie wciąż pozostałoby problemem.

Odkąd wilk został objęty ochroną nie przybyło go nam aż tak gwałtownie, jak moglibyśmy się tego spodziewać. Wilk musi przetrwać w terenie, gdzie wciąż zaznacza swoją obecność człowieka, utrudniając mu migracje w poszukiwaniu pożywienia bądź partnerki, albo wystawiając mu "żywą stołówkę" w postaci niezabezpieczonych stad zwierząt hodowlanych, co prowadzi do niepotrzebnych konfliktów lub sytuacji patologicznych - hodowca hoduje owce dla wilka, bo bardziej opłaca mu się otrzymanie odszkodowania niż zysk z żywej owcy.

Mamy też problemy z dokładnym ustaleniem liczebności wilka. Zbieranie danych z nadleśnictw i z kół łowieckich, jest często skazane na podkręcanie licznika. Myśliwym  będzie przecież zawsze zależeć, żeby dowieść, że wilka jest bardzo dużo, za dużo. Inne metody badania liczebności wilków, są z kolei pracochłonne i kosztowne. Najdokładniejszym sposobem badania wilczej populacji, twierdzą naukowcy, mogłyby stać się badania genetyczne przy wykorzystaniu odchodów wilka. Dzięki temu uzyskiwalibyśmy unikatowe informacje, pozwalające zidentyfikować każdego osobnika. Do tego jeszcze jednak daleko, i mamy wciąż szacunki. Z danych opublikowanych przez ZBS, dla sezonu 2008/2009, wynika, że wilków było w Polsce od 543 do 687. Podejrzewam, że gdyby szacunki były bezkrytycznie kreowane przez myśliwych, nastąpiłoby "cudowne rozmnożenie" wilków w naszym kraju. Na szczęście za szacunki ZBS odpowiadają naukowcy, którzy nie spełniają życzeń myśliwych.

Transgraniczne debaty o wilku

Najwięcej wilków żyje wzdłuż ściany wschodniej, a liczna populacja zamieszkuje część polskich Karpat, szczególnie obszar województwa podkarpackiego. Tam występują one na pograniczu ze Słowacją i Ukrainą, gdzie na wilki można polować, przy czym na Ukrainie nie obowiązuje praktycznie żaden okres ochronny. Na Słowacji taki okres jest, ale decyzje o tym, ile wilków można zastrzelić, podejmują regionalne komisje złożone często z myśliwych, a i statystyki dotyczące wilka, co przyznali niedawno pracownicy słowackiego resortu środowiska, są zawyżane przez brać łowiecką. Polsce myśliwi jeżdżą zresztą na Słowację, gdzie do wilków mogą za pieniądze strzelać.

Część środowiska naukowego uważa, że w przypadku wilków, Polska, gdzie wilk jest chroniony, hoduje osobniki, które nie uznają granic państwowych, i wchodzą później przed lufy Słowaków. Ma być to jedna z przyczyn, dla których wilków nie ma w Polsce aż tak dużo, a bezpieczna pojemność, szacowana nawet na 1600 wilków, wciąż pozostaje pełna tylko w trzeciej części.

Na konferencji zorganizowanej niedawno w Krakowie, strona słowacka chwaliła się strefami ochrony wilka, dokładnie dwoma fragmentami swojego terytorium, przy granicy z Węgrami i z Czechami. Tam na wilka nie można polować. Obszary są niewielkie, ale są też rezultatem zabiegów strony czeskiej i węgierskiej, które wilka nie mają wiele i chcą go chronić. Biorąc pod uwagę możliwość przekraczania granicy przez wilki urodzone w Polsce, dobrym rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie strefy ochronnej po stronie słowackiej, która sięgałaby nawet kilkanaście kilometrów w głąb słowackiego terytorium. Kryje się za tym jednak niebezpieczeństwo, że ktoś wpadnie na pomysł, żeby strefę ochrony ograniczyć do marginalnych i niewielkich obszarów, po obu stronach granicy, a poza tymi wąskimi pasami, również w Polsce pozwolić do wilka strzelać legalnie.

A kiedy lis wejdzie do kurnika

Teraz wyobraźmy sobie, że do wilka zaczynają strzelać w Polsce. Najpierw pozwalają na odstrzał "niewielu" osobników, jednym zdaniem: Lis, czytaj myśliwy, zostaje wpuszczony do kurnika, a naiwny kurnika właściciel, czytaj odpowiedzialny za ochronę przyrody, mówi mu weź sobie jedną kurę, czytaj wilka. Lis jest jednak cwany, i nie poprzestanie na jednej kurze.

Na Słowacji nadal do wilków strzelają. W innych sąsiednich krajach, z wyjątkiem Niemiec i Czech, też mogą na wilka polować. Kur w kurniku, czytaj - wilków w polskich lasach - szybko może zabraknąć. Dlatego zamiast wpuszczać lisa, zadbajmy o to, aby nie tylko kurniki na wschodzie Polski, ale również w jej zachodniej części, gdzie wilków jest znacznie mniej, stały się ich siedliskiem. Wilk znacznie lepiej zadba o stan populacji jeleniowatych niż myśliwy. Stąd przy okazji może warto wyeliminować konkurencję dla wilka, w postaci myśliwych, odbierając im ich śmiercionośne gadżety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz