czwartek, 24 lutego 2011

Puszcza dla każdego

Posłuchałem sobie opinii w telewizorze, którego osobiście nie posiadam, ale miejsce, w którym leczę zapalenie oskrzeli posiada takowy odbiornik. I było o Puszczy. Najpierw obejrzałem jak to wójt mówił, że obcym, czytaj ludziom, spoza Puszczy, wara od białowieskiego lasu. Jak regionalna dyrekcja LP kocha park narodowy, i robi na ekranie niedźwiedzia z dyrekcją parku narodowego, i to z wzajemnością. Dyrekcja broniła tych co tną, ci co tną chwalili dyrekcję. Problemu nie ma - mógł pomyśleć widz, słuchający pani dziennikarz o białych ustach.

Potem lokalna telewizja zaprosiła ekspertów, aby opowiedzieli o Puszczy. Był pan leśnik i pan ekonomista. Puszcza nie znika twierdzili zgodnie. Tam, gdzie wytną, sadzą. Nie mówili jednak co sadzą, i dlaczego to, że tną niszczy las naturalny. Znów wracamy do dwóch ocen zasobności Puszczy. Goście w studiu mieli na myśli drewno, a nie to co w Puszczy rośnie i żyje. Nie uświadomili nikomu, że Puszcza przestanie być Puszczą, skoro przekształca się ją w leśną uprawę. I na sam koniec, kiedy obaj goście twierdzili, że problemu nie ma, prowadzący dziennikarz skwitował wypowiedź ekspertów, jeżeli nie byłoby problemu z ochroną Puszczy, to nie byłoby o tym głośno. To chyba nie było zamiarem inicjatorów tego wywiadu w lokalnej telewizji.

A nawiązując do pierwszego akapitu. Panie wójcie, Puszcza jest dobrem nas wszystkich. Wszystkich mieszkańców Polski. I to Puszczy gmina zawdzięcza dochody z turystyki. I mimo wszystko, czuję się uprawniony do stawania w obronie Puszczy. Bo byłem przewodnikiem białowieskim, a do Puszczy jeździłem już od dziecka, spędzając na jej skraju wiele czasu. Ale przede wszystkim mam polskie obywatelstwo, które uprawnia mnie do wyrażania opinii w sprawie naszego narodowego skarbu.

niedziela, 20 lutego 2011

Przeczytajcie

Jestem po lekturze 30. numeru Salamandry i zimowych Tatr. Co tym razem czeka na czytelnika? Salamandra przypomina o wilkach w Polsce zachodniej. Przeczytamy, że leśnicy boją się wilków, bo jak będą wilki, to zaraz im Naturę 2000 ktoś zrobi. Dowiemy się kilku ciekawostek z życia najbardziej żarłocznych ssaków świata, a zarazem najmniejszych, czyli ryjówek. Jest też dużo o dzięciołach.

Tatry donoszą nam nie tylko o przyrodzie, ale również o kartach historii Zakopanego i Goralenvolku. To dla miłośników historii, o niechlubnym epizodzie w życiorysie niektórych górali z okresu drugiej wojny światowej. O przyrodzie też jest w Tatrach. Tomek Zwijacz-Kozica i Filip Zięba zastanawiają się nad tym, czy rację mają przeciwnicy odstrzału niedźwiedzi w Słowacji, skoro nie wiadomo, jak wyglądałaby prewencja w przypadku niedźwiedzi problemowych, jeśli Słowacy nie strzelaliby do niedźwiedzia. Przytaczają też liczby. I opisują epizod z pszczołami miodnymi, które założyły swoje gniazdo w jednym z drzew w TPN, na które trafił niedźwiedź. Możemy domyśleć się finału tej wizyty.

Dwoma słowami, warto przeczytać.

sobota, 19 lutego 2011

Nie chcę lunaparku w Tatrach

Tatry znów chcą przydusić. Pomysł prywatyzacji kolejki na Kasprowy ujrzał światło dzienne. Park narodowy się nie zgadza. Co zrobi polskie państwo? Sprzeda? Może od razu niech sprywatyzują parki narodowe, tam zrobią karuzele, ścieżki na drzewach z wiszącymi grillami, a te drzewa, które nie zostaną do tego wykorzystane, wyciąć i przerobić. W ich miejsce sosenkę i brzózkę, bo szybko wyrosną. Czasami świerczek, to w okresie świątecznym udekoruje się lampkami i ozdobami.

Pisałem już wcześniej. Tatry po stronie polskiej mają 175 km2. Co to jest? Porównując z Alpami i ich powierzchnią 220 tys. km?! Ale jak zawsze znajdą się tacy, co zechcą położyć łapę na dochodowym przedsięwzięciu i zrobić z Tatr lunapark. Popierałbym tylko jedną formę prywatyzacji wyciągu na Kasprowy. Ten kto kupi, zdemontuje kolejkę i będzie musiał ją wywieźć, i w ten sposób z Tatr zniknie żelastwo i złom, co skutecznie utnie dalsze marzenia o przekształceniu naszych gór w jedną wielką narciarską zjeżdżalnię. A górale i tak będą dalej zarabiać, bo ludzie zawsze będą chcieli zobaczyć najwyższe góry w Polsce. Dlatego niech nie mają pretensji ci, co twierdzą, że obrońcy przyrody zamordowali Zakopane.

W moim ojczystym kraju zawsze ceniłem to, że las i wiele obszarów, idealnych do wędrówki nie przedzielają zasieki i tabliczki teren prywatny. Że są rezerwaty i parki narodowe, są też parki krajobrazowe. Owszem są też nieodpowiedzialni ludzie. Ale ludzie uczą się, z czasem zaczną powszechnie doceniać walory przyrodnicze Polski. I również w Tatrach będzie coraz więcej świadomych spacerowiczów. Potrwa to jeszcze długo, ale w końcu się uda.

Na pomoc Puszczy

Do Puszczy Białowieskiej ruszyli ekolodzy i naukowcy. Sprawdzają, czy leśnicy nie tną w miejscach, gdzie nie powinno się tego robić. Już na wstępie okazało się, że deklaratywna wypowiedź ministra środowiska z jesieni ubiegłego roku, została zignorowana twierdzą społeczni kontrolerzy poczynań LP (czyt. lasów państwowych).

Ministerstwo odpowiedzialne za ochronę przyrody, w reakcji na oświadczenia ekologów, napisało na swojej stronie: Nieprawdziwa jest wypowiedź Roberta Cyglickiego, szefa polskiego Greenpeace, że „wyrąb naturalnych drzewostanów trwa za zgodą wiceministra Zaleskiego, który odpowiada za ochronę przyrody.” To jak mamy to rozumieć? LP robią co chcą, i nie martwią się opinią Ministerstwa. O ile jestem przeciwnikiem prywatyzacji obszarów leśnych, to struktury zarządzające zasobami leśnymi należałoby przewietrzyć i nasycić również takimi absolwentami leśnictwa, którzy nie boją się martwego drewna, wiedzą, że w lesie naturalnym kornik jest czymś naturalnym, i nie będą przekształcać naturalnych drzewostanów w leśne grządki. Tych ostatnich mamy w Polsce aż nadto, więc zostawcie Puszczę w spokoju.

Trzymam kciuki za powodzenie akcji i kibicuję, pomimo zapalenia oskrzeli. Chciałbym tam z Wami być!

Bubas zaniemógł

I stało się. Bubas zaniemógł. W rezultacie niewiedzy badających go w przychodniach wet... lekarzy pierwszego kontaktu, już czwarty tydzień zmaga się ze stanami zapalnymi swojego obłego ciała. Dobrze, że za oknem, wcześniej powiesił specjalny karmnik, made by Bubas. Przynajmniej może oglądać kosy, sikorki, mazurki i rudziki, wcinające pestki słonecznika. Może to mało wychowawczy sposób wobec ptaków, ale Bubas pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa, nie mającego przyrodniczego uzasadnienia ;-)

poniedziałek, 14 lutego 2011

Wybieram wiklinę

Rattan czy wiklina? Oto jest pytanie. Wybiorę wiklinę. Dlaczego?

Rattan rośnie w Azji Południowo-Wschodniej. To co nazywamy rattanem oznacza prawie 600 gatunków trzcinopalmy. Większość rattanu pochodzi z Indonezji. Aż 80 procent importowanego surowca jest sprowadzanych właśnie z terytorium tego kraju. Okazuje się, że ilość rattanu na rynku maleje, bo kurczy się powierzchnia tropikalnych lasów, w którym rośnie. Poza tym jego pozyskiwanie i przetwarzanie nie jest zawsze przyjazne przyrodzie.

Tymczasem zapominamy o surowcu, który rośnie w Polsce, i jest uprawiany na plantacjach w naszym kraju. Z wikliny, bo o niej mowa, można wykonać krzesła, fotele, koszyki i wiele innych produktów, dostępnych w rattanowej wersji. Po pierwsze wiklina z plantacji rośnie w Polsce, więc nie ma problemu z jej transportem na duże odległości. Po drugie wygląda równie dobrze, co rattan. Przekonajcie się sami.

sobota, 12 lutego 2011

Kuropatwa też nie ma lekko

Kuropatwa, to drugi po szaraku, gatunek na ministerialnej liście zwierząt, na które nie będzie można polować. Póki co można na nią polować, ale liczby mówią same za siebie. Liczebność kuropatwy w Polsce dramatycznie spada. I znów wini się lisy, przemilczając rolę myśliwych. Oczywiście jest też szereg innych czynników, np. sroga zima, ale człowiek pomaga w redukcji populacji tych ptaków.

Kuropatwa nie ma łatwego życia. Musi wychować młode, w skrajnie nieprzyjaznym środowisku, a potem przeżyć zimę, i poprzedzający ją okres polowań.

Z własnych obserwacji potwierdzam, że szybciej dziś można spotkać bażanta, gatunek obcy w naszym kraju, wprowadzony ku uciesze braci łowieckiej, niż kuropatwę.

piątek, 11 lutego 2011

Witamy w LKP Drągowina!

Znów tną Puszczę! Ile jeszcze i jak długo? Drągowina Białowieska. Oto nowa nazwa lasu, który miał być cudem świata. Może od razu nazwijmy ten obszar Leśnym Kompleksem Promocyjnym Drągowina?

Puszczy szkoda. Jak cholera. Władza nie daje jej szansy, leśnicy wolą grządki niż las naturalny, bo ta sosna - czyt. wysokokaloryczny rzepak, jest lepszy niż dąb, grab i jesion, odpowiednio - polne maki i chabry bławatki - co zasiewają się same, ale nie może im w tym przeszkadzać człowiek. Mimo to człowiek przeszkadza. Zamiast wykorzystać nieużytki porolne, i tam obsadzić grządki drewnem - czyt. drzewo na potrzeby przemysłu meblarskiego i nie tylko - wchodzą do Puszczy i zabierają jej coraz więcej. Aż nie będzie niczego, jak wieścił pewien prorok, który mieszka w mieście, które jest siedzibą RDLP, tnącej Puszczę.

Jeśli nikt tego nie zatrzyma, to za kilka, albo kilkanaście lat, wycieczka po Puszczy powinna wyglądać tak. Tutaj, kiedyś rósł las, po powrocie z wycieczki pokażę Państwu, jak ten las wyglądał.

Odsyłam też do bloga Adama Wajraka. Jego wpis z 3 sierpnia 2010 idealnie obrazuje wyżej rozwiniętą myśl.

Nie tylko te "złe" lisy

Ministerstwo Środowiska rozważa wprowadzenie zakazu polowań na zające szaraki. Ten sympatyczny zwierzak zniknął z naszych łąk i pól. Jeszcze dwadzieścia lat temu, szczególnie wiosną, obserwowałem zajęcze zaloty, nazywane parkotami. Samce rywalizują wtedy o względy samic, tocząc potyczki z pozostałymi kandydatami do zostania "ojcem". Widowisko nie ma sobie równych w świecie polskiej przyrody. Niestety teraz zające mają się bardzo źle. W miejscach, gdzie dawniej je widywałem, wita mnie dziś pustka.

Podobno tak źle jeszcze nie było. Liczba zajęcy spadła z ponad miliona - dane z lat 90. - do 500 tysięcy. Za taki stan rzeczy naukowcy oskarżają rolnictwo wielkoobszarowe oraz drapieżniki, w tym lisy, jenoty, borsuki czy ptaki drapieżne. I ministerstwo i naukowcy w oficjalnym komunikacie milczą jednak o myśliwych. Chyba nie ulega wątpliwości, że polowania pomogły w zagładzie zajęcy. Czy uda nam się uratować zająca? Mam nadzieję, że tak. Tylko jeśli wprowadzą zakaz, niech już tego zakazu nie odwieszają, bo znowu "wielcy łowczy" tego kraju pozbawią nas zająca. A polski krajobraz bez szaraka będzie bardzo szary.

W Polsce występują dwa gatunki zajęcy, zając szarak, Lepus europaeus, i to on ma problemy.




Obok niego, znacznie rzadziej, możemy spotkać zająca bielaka, Lepus timidus, zmieniającego okresowo ubarwienie, który występuje w północno-wschodniej części Polski i jest w naszym kraju gatunkiem chronionym.


czwartek, 10 lutego 2011

Strażnik łowiecki może wszystko

Przeglądając obowiązujące w Polsce prawo łowieckie, zaintrygował mnie fragment przepisów regulujących uprawnienia Straży Łowieckiej. Biorąc pod uwagę moje doświadczenia z tą "służbą", włos mi się na głowie zjeżył.

To było jeszcze w latach 90. Wędrowałem sobie przez las w pobliżu granic, wówczas Narwiańskiego Parku Krajobrazowego i spotkałem słaniającego się na nogach jegomościa, z dubeltówką niedbale zwisającą mu na ramieniu. Na mój widok przystanął, podszedł z wymierzoną bronią, i zażądał dokumentów. Zapytałem, czy ma do tego uprawnienia. On potwierdził, że jest strażnikiem łowieckim i mi pokaże. Co mi pan pokaże - pytałem dalej. Ja jestem strażnik łowiecki z Gzik Borowskich i ja tutaj jestem władza. Odpowiedziałem mu, że jest nietrzeźwy i nie będziemy rozmawiać. On powiedział, że nie mogę chodzić po lesie. Zapytałem dlaczego. Wtedy upadł razem z dubeltówką na leśną drogę i przeklinając próbował się podnieść.

Przytaczam tę historię, bo w naszym radosnym prawodawstwie, znajdują się następujące zapisy, dotyczące prawa łowieckiego:

Art. 39.
2. Strażnicy Państwowej Straży Łowieckiej przy wykonywaniu zadań określonych w ust. 1 mają prawo do:
1)  legitymowania osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa lub wykroczenia w celu ustalenia ich tożsamości, 
2)  nakładania i ściągania grzywien w drodze mandatu karnego za wykroczenia popełniane na terenach obwodów łowieckich w zakresie szkodnictwa łowieckiego, 
3)  zatrzymywania i dokonywania kontroli środków transportu w obwodach łowieckich oraz w ich bezpośrednim sąsiedztwie, w celu sprawdzenia ich ładunku oraz przeglądania zawartości bagaży, w razie zaistnienia uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa lub wykroczenia, 
4)  przeszukania osób, pomieszczeń i innych miejsc w przypadkach uzasadnionego podejrzenia o popełnienie przestępstwa lub wykroczenia na zasadach określonych w Kodeksie postępowania karnego, 

Prawo pozwala zatem na daleko idącą kontrolę każdego, kto będzie miał nieszczęście znaleźć się np. w rejonie patrolowanym przez strażnika łowieckiego. Ale poczytajmy dalej. Strażnik może:

3.  Strażnik Państwowej Straży Łowieckiej może, wobec osób uniemożliwiających wykonywanie przez niego czynności określonych w ustawie, stosować środki przymusu bezpośredniego w postaci:
1)  siły fizycznej, 
2)  chemicznych środków obezwładniających w postaci miotacza gazu obezwładniającego, 
3)  pałki wielofunkcyjnej, 
4)  kajdanek, 
5)  pocisków niepenetracyjnych.

Ale to jeszcze nic:

4.  Zastosowanie przez strażnika Państwowej Straży Łowieckiej środków przymusu bezpośredniego, o których mowa w ust. 3, powinno odpowiadać potrzebom wynikającym z istniejącej sytuacji i zmierzać do podporządkowania się osoby wydanym poleceniom.

A teraz najlepszy fragment, bo teoretycznie strażnik może do nas strzelić, jeżeli wyda mu się, że chcemy mu odebrać broń. Np. pijany strażnik, którego spotkałem mógł mieć alkoholową wizję, że próbuję mu odebrać broń. Tutaj ustawa mówi wyraźnie:

5. Jeżeli zastosowanie środków przymusu bezpośredniego, o których mowa w ust. 3, okazało się niewystarczające lub ich użycie ze względu na okoliczności danego zdarzenia nie jest możliwe, strażnik Państwowej Straży Łowieckiej ma prawo użycia broni palnej w następujących przypadkach:
1)    w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na życie własne lub innej osoby, 
2)    przeciwko osobie, która usiłuje bezprawnie, przemocą odebrać broń palną strażnikowi lub innej osobie uprawnionej do posiadania broni palnej, 
3)    przeciwko osobie niepodporządkowującej się wezwaniu do natychmiastowego porzucenia broni lub innego niebezpiecznego narzędzia, którego użycie zagrozić może życiu lub zdrowiu strażnika albo innej osobie. 

I wcale nie odetchnąłem z ulgą, kiedy przeczytałem, że:

6. Użycie broni palnej powinno następować w sposób wyrządzający najmniejszą szkodę osobie, przeciwko której użyto broni i nie może zmierzać do pozbawienia jej życia, a także narazić na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia innych osób. 

Nie wierzę w to, że strażnik, zwłaszcza agresywny i pod wpływem alkoholu, co nie jest rzadkością, jak wskazuje praktyka zakrapianych wódą polowań, był w stanie wyrządzić jak najmniejszą szkodę. Teoretycznie zastrzeli, potem wytrzeźwieje i wreszcie powoła się na odpowiedni artykuł. Nie wiem, dlaczego takie prawo obowiązuje w naszym kraju. I dlaczego jest takie przyzwolenie.

Przekładaniec

W lutym z utęsknieniem zaczynam czekać na wiosnę. Dzisiejsze słońce sprawia, że o wiośnie myślę już bardzo poważnie. Mój entuzjazm przygasiła tylko informacja o nadchodzących mrozach. W weekend znowu zima. Niech będzie - pomyślałem, w końcu jest jeszcze luty, i trwają zimowe ferie.

Prognozowanie pogody jest coraz trudniejszym zadaniem. Właściwie wszystko stało się kapryśne, rozhisteryzowane zmianami klimatu.

Byle nie ulec tej histerii. I móc znów wsiąść na rower. Co codziennie czynię, wbrew kaszlącemu stanowi mojego organizmu.

środa, 9 lutego 2011

Lubię to!

Takie sceny, również w Polsce. Był autobus. Byłem ja. Były owce.Nikt się nie spieszył. Nikt nie denerwował. Leniwy czerwcowy poranek. I ten kudłaty baca, na pierwszym zdjęciu z lewej. Ostatni raz podobną scenę widziałem na Bliskim Wschodzie. Ale tym razem, byłem na polskim wschodzie.



wtorek, 8 lutego 2011

"Strážca divočiny"

To niezwykły film dokumentalny o dzikich niedźwiedziach ze Słowacji. Obejrzyjcie. Naprawdę warto. Tym bardziej, że brakuje filmów o tych dużych drapieżnikach. Premiera była w kwietniu ub. roku. Zwiastun zapowiada niezwykłe filmowe widowisko. Ja już zamówiłem kopię na DVD.

Zobacz film "Strážca divočiny".


Plany realizacji podobnego filmu o niedźwiedziach miał również polski operator, Krystian Matysek, znany z filmu "Dziobem i pazurem". Jego plany były bardzo ambitne, wymagały kilku lat zdjęć, i może kiedyś doczekamy się też polskiej opowieści o niedźwiedziu. Pamiętajmy jednak, że i ta, ze Słowacji, jest też o polskich niedźwiedziach, bo niedźwiedzie nie są ani polskie ani słowackie, bo należą do Karpat. I są karpackie, transgraniczne, ponad podziałami.

Rower zimą? Ależ tak!

Rower zimą? Ależ oczywiście. To scenariusz możliwy do zrealizowania. Poza naprawdę katastrofalnymi warunkami, możemy bez obaw ruszać na rowerowe ścieżki, nawet jeśli nie są odśnieżone. Przyjemnie jeździ się po świeżym, puszystym śniegu, a przejażdżka po utwardzonych, zmrożonych i śnieżnych łbach, jest również przyjemna, i lepsza niż godziny spędzone w zamkniętych klubach typu fitness.

Warto jednak pamiętać o dobrej przyczepności przedniej opony i obniżeniu siodełka, co może obniża komfort jazdy, ale na pewno pomaga w sytuacji poślizgu, zachować równowagę. Dobierzmy też taki rower, którego konstrukcja nie zostanie zniszczona przez sól obficie sypaną przez służby zajmujące się odśnieżaniem ulic. Przydaje się też kominiarka, i oczywiście dobry kask, niezmiennie, przez cały rok.

Tegoroczny - dotychczas - sezon zimowy, poza okresem wirusowej infekcji, mogę uznać za udany. Czy mróz czy śnieg, było przyjemnie i codzienne pokonanie ponad 20 kilometrów sprawiało frajdę. Ale, ale... Podobno znowu ma padać śnieg, więc jeszcze nie mówię finalnego HOP, bo do wiosny wciąż brakuje nam trochę czasu.

Jedynym niemiłym akcentem jeżdżenia, jest brak wystarczającej infrastruktury dla rowerzystów, agresja kierowców, czy też może lepiej, swoisty rodzaj znieczulenia na rowerzystę na drodze. Dlatego jeśli tylko mogę, wybieram chodnik, i nie rozumiem prawa, które skazuje rowerzystów na kolizję samochodem, uznając poruszanie się chodnikiem za niezgodne z przepisami.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Jeszcze dłuższa najdłuższa ryba świata

Okazuje się, że największa ryba świata, rekin wielorybi, może być jeszcze dłuższy niż dotychczas uważano. Ostatnie szacunki naukowców mówiły o 20 metrach długości. Teraz ten rozmiar może być jeszcze większy.

Dotychczas szacowano rozmiar rekinów wielorybich na podstawie mało precyzyjnych pomiarów. Pomiar utrudniał fakt, że rekiny były w ruchu. Równocześnie odnotowano spadek długości tych rekinów, co miało mieć związek z ich coraz częstszymi odłowami.

Tym razem naukowcy postanowili wykorzystać do pomiarów laser, który został skonfrontowany ze zdjęciem rekina. Okazało się, że za pomocą nowej metody, długość tego gatunku wzrosła o kolejne pół metra. Badacze przypuszczają, że rekiny wielorybie mogą być jeszcze dłuższe.

Badania nad rekinami wielorybimi utrudnia ich stan liczebny. Są gatunkiem narażonym na wyginięcie. 19 procent światowej populacji tych ryb żyje w wodach wzdłuż wybrzeży Mozambiku.

Oto oni!

Oto oni! Laureaci Narodowego Konkursu Ekologicznego. Czym się wykazali? Raczej nie zasługami w ochronie przyrody. Bo jeśli pojmujemy ochronę przyrody, jako psucie środowiska, to brakuje słów komentarza.

Najciekawszy jest jednak skład organu przyznającego, i nadrzędnej nad nim Narodowej Rady Ekologicznej. W NRE zasiada bowiem tegoroczny laureat Marek Gromiec. Nagrodzony w kategorii osobowość. Nie zabrakło też innych, równie osobliwych kandydatów... wśród nich PKN Orlen.

Wniosek jest jeden, każdy może zostać laureatem. Wystarczy przyznać sobie nagrodę.

Może nagrodzę siebie w kategorii... Właśnie, w jakiej? Może wystarczy, że zasłużony w dziedzinie sobie tylko znanej. Wniosek? Od dziś każdy może zostać laureatem nagrody. Możemy nawet sami sobie wykonać statuetkę, a nawet okolicznościowy medal. Ambitnym i dysponującym budżetem proponuję, to co poniżej - nie byle co - nie zapomnijcie tylko o tabliczce i chlapnięciu zieloną farbą, bo ma być eko:

 
A jeśli nie dysponujemy budżetem, nie poddawajmy się, tylko poszukajmy w okolicach domowego kosza śmieci, nadających się do ponownego użycia. Przynajmniej ocalimy świat przed kolejnymi odpadami, a nad łóżkiem albo w kredensie postawimy naszą nową nagrodę.

niedziela, 6 lutego 2011

Był sobie wyciąg

Powstał sobie wyciąg w Davos. I niech będzie. Powstały wyciągi w Polsce. I wystarczy. Polskie Karpaty nigdy nie będą Alpami.  

Rok 1934. Davos, Szwajcaria. Uruchomiono pierwszy wyciąg na świecie. Od tego czasu rozpoczęła się kariera instalacji, umożliwiających bezwysiłkowe wdrapanie się na górę amatorom dwóch desek. W ten sposób, również mało dostępne miejsca w górach, znalazły się w zasięgu nóg statystycznego Kowalskiego. O od tego czasu, możemy odnotować "podbój" górskich szczytów, w którym największym przegranym jest przyroda.

Od dwóch dekad słyszę o tym, że w polskich górach powinny powstawać wyciągi, by turystom odpoczywało się lepiej. Prawie każdy, kto myśli inaczej, od razu naraża się na posądzenie o ekotrerroryzm. "Biednym ludziom zabronić jeżdżenia na nartach. Nie, tak nie można." 'Ekoidioci zamordowali Zakopane." Proponuję krótką analizę, tego co dla polskich gór oznacza kolejny wyciąg. Zaznaczę tylko, że piszę o tych górskich pasmach, gdzie przyroda jest chroniona, w lepszy bądź gorszy sposób w praktyce, ale w teorii powinna znajdować się pod szczególną opieką.

Najwyższe w Polsce są Tatry. Perła w koronie polskiej części Karpat. Każdy chce zobaczyć Tatry. Nie ma takiego drugiego miejsca w naszym kraju. Tatry zajmują powierzchnię, po stronie polskiej 175 km2! Pozostałe 610 km2 zajmują Tatry słowackie. Zakopane, położone u podnóża Tatr, u podnóża zaledwie 175 km2, miały już od dawna pomysł, żeby zorganizować w Tatrach olimpiadę. Dość powiedzieć, że miały to być igrzyska w Zakopanem, ale gdzie indziej je przeprowadzić jeśli nie w Tatrach, położonych u wrót tego miasta.

Tego tatrzańska przyroda, chroniona przez park narodowy i wpisana na listę Rezerwatów Biosfery UNESCO, nie mogłaby przetrwać. Świstaki, niedźwiedzie i kozice odetchnęły jednak głęboko, z ulgą, kiedy odmówiono zakopiańskim góralom prawa do organizacji olimpiady.

Wróćmy jeszcze do owych 175 km2. Olimpiada na tak małym skrawku, z dodatkiem stoków, położonych poza parkiem narodowym, nie jest odpowiednia do organizacji tak wielkich wydarzeń. Alpy czy też kanadyjskie Calgary, lepiej do tego się nadają. Alpy, o powierzchni 220 tysięcy km2, mają zdecydowanie więcej przestrzeni. Mają też infrastrukturę. W Tatrach należałoby najpierw zbudować wyciągi, bo te, które istnieją dziś nie byłyby odpowiednie. A taka ingerencja nie rozeszłaby się po tatrzańskich graniach bez skutków ubocznych.

Mimo olimpijskich niepowodzeń, wciąż powraca, jak bumerang, kwestia tras zjazdowych w parku, bo takie istnieją. I znów mówi się o budowie infrastruktury, a nawet o sztucznym dośnieżaniu. Los Tatr wciąż jest niepewny. Podobnie jak pokrywa śnieżna. Wcale nie jest tak że im wyżej, tym więcej śniegu. Przez większą część sezonu narciarskiego, śniegu jest za mało. Nie może to być zaskoczeniem w dobie globalnego ocieplenia. Jednak wciąż znajdą się tacy, którzy będą na siłę forsować pomysły wielkich inwestycji w unikatowym zakątku świata.

Przesuwając palcem po mapie Polski, na wschód i na zachód od Tatr, rzeczywiście już takich gór nie mamy. Wszystko niższe, często zalesione, i frajda zjeżdżania gwarantowana przez kilka minut. Nie zniechęca to tych, którzy uwierzyli w "wyciągową" recepturę na sukces. Uzbroić, okablować, wybudować. Misja do wykonania, ale na przeszkodzie stoi ta "niedobra przyroda" i jej obrońcy. Stoi jeszcze więcej, na przykład niska wysokość, co sprawia, że takie stoki na duży śnieg liczyć za bardzo nie mogą. Te argumenty nie liczą się jednak w grze. "Będziemy dośnieżać" - powiedzą. Sztucznym śniegiem oczywiście. Jeśli tak, to przyda się umiejętność liczenia. Oczywiście strat, bo na pewno nie zysków.

sobota, 5 lutego 2011

Zima? A może wiosna?

Idzie luty, szykuj... Nie, tym razem nie narty. Aura, jak wygląda polska zima, każdy może zobaczyć za oknem. Chyba, że u was sypie śniegiem. Z prognozy pogody nie wynika, że w nocy będzie siarczyście.

W lutym przylecą pierwsze ptaki, które opuściły nas jesienią. Będą skowronki i żurawie. Żurawi klangor, to jest coś. Kojarzy mi się z miejscem, w którym dorastałem. Do dziś, czuję przyjemne mrowienie, kiedy słyszę żurawie. Wtedy już wiem, że wiosna wraca.

Zresztą posłuchajcie sami! Żurawiego klangoru! Żurawie odezwą się w połowie, więc w imieniu nadlatujących żurawi proszę o kilka sekund cierpliwości.

Dzisiejsza dedykacja. Sceptykom, którzy twierdzą, że zmiany klimatu są ściemą. Zresztą nie chcecie chyba się przekonywać. A może, to jest tak, że sceptycy słuchać nikogo nie chcą, i będą udowadniać, że Małgosia jest głupsza od Jasia?

Mimo waszej niewiary, moi drodzy sceptycy, przeczytajcie, jeśli jeszcze nie widzieliście tego artykułu, "Ciepło, zimno, cieplej".

piątek, 4 lutego 2011

Drewno czy drzewa?

Znów mówił były minister Szyszko. Mówił, że coś zagraża, ale słuchacz nie wiedział "co". Szyszko opowiadał o lasach i o tym ile są warte, i że liberałowie, chcą położyć na nich łapę. Kolejna wypowiedź, z której nic nie wynikało. Dla niewtajemniczonych, Szyszko, minister środowiska w rządzie PiS, nawiązał do pomysłu ministerstwa finansów, które chce przejąć Lasy Państwowe.

Wczoraj mówił minister Kraszewski, też o lesie, w kontekście parków narodowych, i poparł zmiany w ustawie o ochronie przyrody, zaproponowane przez Komitet Obywatelski. Czy to tylko słowa? Deklaracje?

Niestety Szyszko o Puszczy Białowieskiej nie powiedział nic. Mówił za to o ogromnym majątku, którego chce bronić, przeliczając ten majątek na wartość drewna. Ochrona Puszczy Białowieskiej drewnem czy drzewami stoi? W przypadku byłego ministra Szyszko, obawiam się, że tylko drewnem. Domyślam się też reakcji pana Szyszko na postulat ochrony martwych drzew. Tfu, słyszę chór, jak w kiepskim starogreckim dramacie, martwe drzewo? Korniki!

I jeszcze mądrość wypowiedziana na pewnej konferencji prasowej, w ministerialnym gmachu. Musimy podjąć decyzję. Albo wycinamy drzewa i sadzimy od nowa, albo czekamy kilkaset lat aż się odnowi... I kto to mówi? Domyślcie się sami. Może kiedyś zrozumie, że jest różnica między lasem naturalnym, a grządkami z uprawą leśną. Albo puszcza i las naturalny, panowie byli i obecni ministrowie, albo drągowina. Wybierzcie tę pierwszą opcję. Poprosiło was o to już ponad ćwierć miliona Polaków.

Foka się rodzi

Matka Unda Marina. Ojciec Bubas. W helskim fokarium przygotowują się do narodzin nowego pokolenia fok. Bubas jak co roku sprawił się dobrze. A Unda Marina, znów zostanie mamą. W świecie zwierząt wszystko jest prostsze. Czy wiecie, że po około trzech tygodniach focze szczenię musi radzić sobie same? Przestaje być na utrzymaniu matki. I zmuszone głodem, po spaleniu zapasów pochodzących z foczego tłustego mleka, którym żywiło się tuż po narodzinach, w końcu musi się zdecydować na najważniejszą, bo pierwszą podróż swojego życia. Niestety nie wszystkie foki radzą sobie w naturze. Pierwsze tygodnie samodzielnego życia są równie krytyczne, co okres po urodzeniu. Również na polskim odcinku bałtyckiego wybrzeża mogą pojawić się osłabione, małe foki. Dlatego, jeśli ktoś z Was wybiera się nad Bałtyk w lutym i w marcu, a nawet w pierwszej połowie kwietnia, wpisz do swojej książki numerów w telefonie komórkowym zestawienie dziewięciu cyfr, które może uratować małą fokę: 795 536 009. To telefon do Błękitnego Patrolu WWF. Możecie tam zgłaszać wszystkie obserwacje fok. Jeśli zajdzie taka potrzeba, Błękitni Patrolowicze, którzy mieszkają wzdłuż całego polskiego odcinka bałtyckiego brzegu, będą mogli szybko pomóc foce.

I jeszcze zdjęcie USG tegorocznej foki, tej od Bubasa i Undy Mariny.

Początek

Po co ten blog? Z potrzeby pisania i dzielenia się światem, niezwykłym, w którym funkcjonuję od dziecka. Wychowałem się na skraju lasu, bagien i miasta. Zaczynałem od obserwacji ptaków, wędrówek nad Biebrzą i Narwią. To było już bardzo dawno. Przyrody uczyłem się sam. Uczył mnie też mój krewny, wujek mojego ojca, gajowy z Gruszek. "Nature-addicted" to jedno z moich największych uzależnień. A że w świecie przyrody, podobnie jak w świecie ludzi debatujących o środowisku dzieje się dużo, rozpoczynam pisanie eko-dziennika.