Jest mała, niepozorna i ma tylko jeden cel. Dobrać się do twojej krwi. Od tego, czy to zrobi, zależy jej los i przetrwanie gatunku. A że my ludzie, nieowłosione ssaki, lubimy w ciepłe dni odkrywać swoje ciało, ona jest z tego powodu szczęśliwa.
Meszka, to jej popularna nazwa, należy do wielkiej rodziny meszkowatych, łac. Simuliidae. Należy do niej aż 1750 gatunków tych owadów. W Polsce spotyka się 50 z nich.
Meszka jest na ogół niewielka. Jej długość wynosi średnio od 2 do 6 milimetrów. Jej ciało jest przystosowane do zadań wyznaczonych meszkom przez naturę. Krwiopijne są samice. Samce wolą bezkrwiste posiłki.
Meszka-samica ma specjalny przecinak, którym dociera do krwi swoich ofiar. Po przecięciu skóry, wpuszcza specjalne enzymy, które pomagają jej w spijaniu krwistego napoju, a u ofiar, w tym u ludzi, wywołują reakcję alergiczną, a przynajmniej irytujące swędzenie.
Meszek nie byłoby w Polsce, gdyby nie obszary wilgotne, w rejonie rzek. To właśnie tam, w okresie wiosny, zanim pojawią się najwięksi wrogowie meszek, przychodzą na świat zastępy krwiożerczych samic i pijących nektar samców.
Samica, aby przeżyć i złożyć swoje przydziałowe od 150 do 500 jaj, musi pić krew. Po tym, jak jaja złoży, mijają cztery do pięciu dni, kiedy świat ujrzy kolejne pokolenie meszek.
O meszce przypomniałem sobie wczoraj, kiedy moja stopa spuchła po ukąszeniu owada. Przyznam, to stworzenie potrafi być uciążliwe, i moja tolerancja na jego obecność jest żadna. Zdecydowanie bardziej wolę komary. Te przynajmniej ostrzegają przed swoją wizytą. A meszka, niczym niewidzialny przez radar samolot, uderza w najmniej oczekiwanym miejscu i momencie. Uroki wiosny! Na szczęście te występujące w Polsce, nie przenoszą chorób. Mogą za to dotkliwie pokąsać, czasami z opłakanym dla ofiary skutkiem.
Meszko pozwól żyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz