środa, 13 kwietnia 2011

Nadwiślański emirat łupkowy

Będziemy mieli nowe państwo na mapie Europy. Emirat łupkowy, który już istnieje w głowach marzycieli o polskim imperium. O zaletach gazowej łupaniny napisał nawet "Gość niedzielny", wietrząc jednocześnie światowy spisek przeciwko Polsce. Ale o spiskach nie będę pisał, bo są znacznie lepsi "fachowcy", od roztrząsania wszelkich odmian tajnych porozumień. Przytoczę tylko pewien cytat z "Gościa". Cytat, który uspokaja czytelników tego pisma, że najpierw coś zniszczą, ale potem, przywrócą do stanu przed wierceniami... Istny cud?

"– Realnym problemem przy eksploatacji złóż gazu łupkowego może być to, że w czasie robienia odwiertów próbnych całkiem spory teren wokół wiertni zamieniany jest na składowisko – mówi dr Paweł Poprawa z Państwowego Instytutu Geologicznego. – Tam jest magazyn rur i różnego rodzaju sprzętu, parkuje kilka, czasami kilkanaście tirów. To wszystko nie jest piękne, ale dotyczy tylko pierwszego okresu eksploatacji. Później teren jest rekultywowany i przywracany do stanu sprzed wierceń. Pozostaje sam zawór i niewielki teren wokoło – tłumaczy dr Poprawa. Wraz z rozwojem technologii wierci się jednak coraz mniej. Już dzisiaj z jednej lokalizacji robi się 20–30 otworów. Duży teren eksploatuje się z jednego punktu na powierzchni. Po to, by to oddziaływanie na krajobraz było jak najmniejsze. To nie zmienia jednak faktu, że w okresie budowy i pierwszych prób do każdego z takich otworów przyjeżdżają tiry ze sprzętem, a to generuje hałas i pył. Drogi, jakie będą budowane do poszczególnych odwiertów, będą wąskie. Jeżdżące nimi ciężkie samochody mogą być dla mieszkańców (o ile tacy będą w pobliżu odwiertów) uciążliwe. Trzeba jednak przyznać, że ten problem jest jednorazowy. Samochody muszą przywieźć sprzęt. Nie będą tygodniami jeździły tam i z powrotem. Hałas generuje też samo wiercenie otworu, które może trwać nawet kilka tygodni. Znacznie krócej, bo zaledwie kilka, kilkanaście godzin, hałasują generatory wtłaczające pod ziemię wodę. Jej wysokie ciśnienie powoduje, że skały pękają, a z pęknięć może wypłynąć gaz. Ten proces nazywa się szczelinowaniem. By hałas wiercenia i generatorów był jak najmniej dokuczliwy, wiertnie obudowuje się czasami ekranami akustycznymi."

Jednym słowem doktor Poprawa uspokoił czytelników, mówiąc, zniszczy się wszystko, ale potem przywróci do stanu przed wierceniami. Doprawdy, nadwiślański emirat łupkowy, to będzie jakiś kraj cudotwórców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz